poniedziałek, 22 maja 2017


5 sposobów, jak ubezpieczyciele oszukują kierowców

 
  Próbują oszczędzać: na aucie zastępczym, na częściach, po stłuczce zamiast oryginałów każą montować tanie zamienniki. Kroją wypłaty dla właścicieli starszych aut, którym każą dopłacać do naprawy. Jak ubezpieczyciele zaniżają odszkodowania?
 Sztuczka 1. Niby wrak, a wraca na drogi

Miałeś wypadek. Jeśli uszkodzenie auta jest znaczne, ubezpieczyciel na podstawie analiz swoich ekspertów próbuje dojść do wniosku, że koszty części i robocizny przewyższają wartość pojazdu przed wypadkiem. Pojazd - jego zdaniem - nadaje się już tylko do kasacji (w praktyce jest sprzedawany na specjalnej aukcji, a później najczęściej naprawiony po kosztach i nadal użytkowany). Towarzystwo wypłaca tylko symboliczną kwotę odszkodowania, a resztę klient dostaje od kupca wraku.

Tak było w przypadku pana Sławka. W jego motocykl wjechał inny kierowca. Zawiózł go do serwisu Suzuki, aby naprawić bezgotówkowo na koszt sprawcy.

Ale towarzystwo nie zgodziło się na naprawę, stwierdzając, że koszty części i robocizny przewyższają wartość pojazdu przed wypadkiem.

I to mimo że stacja obsługi Suzuki wyliczyła, iż motocykl da się naprawić i wcale nie trzeba go złomować. Firma doszła do wniosku, że przedstawione przez ASO naprawy... nie przywrócą pojazdu do stanu sprzed szkody.

- Niestety, zdarzają się przypadki, kiedy mimo szkody całkowitej klienci nie chcą, np. ze względów sentymentalnych, rozstać się z pojazdem - tłumaczył ubezpieczyciel.

Dlatego Komisja Nadzoru Finansowego przygotowała wytyczne dla ubezpieczycieli, w których chce m.in., aby stosowali oni jednolite zasady wyliczenia kosztów naprawy i wartości auta zarówno wtedy, kiedy samochód będzie naprawiany, jak i wtedy, kiedy nie nadaje się do naprawy. Ten przepis ma przeciwdziałać dążeniu firm do oszczędzania na klientach poprzez orzekanie szkody całkowitej i wypłacanie symbolicznego świadczenia.

Szanse na zwycięstwo z ubezpieczycielem? 70-80 proc.

Dużo tutaj zależy od opinii biegłego (sporządzonej jeszcze przed pójściem do sądu). Jeśli sąd ją dopuści jako dowód i będzie pokrywać się mniej więcej z opinią biegłego sądowego, prawdopodobieństwo wygranego sporu jest wysokie.



 

Sztuczka 2. Zamiast auta wsiądź na rower

Większość ubezpieczalni nie chce zwracać kierowcom kosztów wynajmu samochodów zastępczych (finansowany z OC sprawcy).

Z takim problemem spotkała się pani Agnieszka. Zahamowała, a w jej samochód uderzyło inne auto. Od wypadku minął prawie miesiąc, a czytelniczka dostała tylko odszkodowanie za zniszczony samochód. Pieniędzy za wrak wciąż nie było. Mimo to ubezpieczyciel zapowiedział jej, że zapłaci tylko za siedem dni korzystania z auta zastępczego.

Tak robi większość firm ubezpieczeniowych. Inne nie chcą zwracać kierowcom kosztów wynajmu samochodów zastępczych, jeśli mieszkają w centrum miast i mogą dojeżdżać do pracy np. autobusem.

To też wbrew orzecznictwu sądów. 17 listopada 2011 r. Sąd Najwyższy zdecydował, że właścicielowi uszkodzonego samochodu należy się auto zastępcze z polisy OC sprawcy (sygn. III CZP 05/11). Nawet jeśli ma on dostęp do komunikacji miejskiej.

Szanse na zwycięstwo z ubezpieczycielem? 90 proc.

Trzeba jednak wynająć pojazd o podobnej klasie według cen obowiązujących na lokalnym rynku i korzystać z niego do momentu naprawy uszkodzonego pojazdu lub zakupu innego samochodu.

Wtedy prawdopodobieństwo wygranej sprawy jest bardzo wysokie. Ale... w tym przypadku nie opłaca ci się iść do sądu, przynajmniej osobiście. Najbezpieczniej jest wynająć auto z wypożyczalni, która weźmie na siebie ewentualną sprawę w sądzie, jeśli ubezpieczyciel odmówi pokrycia kosztów. Takie sprawy są zwykle bardziej skomplikowane niż wojna o kosztorysy - trzeba uzasadnić celowość wynajmu auta, powołać biegłych, którzy określą rzeczywisty czas naprawy.

Kiedy oddamy sprawę w ręce fachowców z wypożyczalni aut, nie tylko pozbędziemy się ryzyka, ale także za korzystanie z auta zastępczego nie zapłacimy ani złotówki. Zwróć jednak uwagę na treść umowy z wypożyczalnią, czy na pewno bierze ona na siebie ewentualne dochodzenie kosztów w sądzie.
Sztuczka 3. Oryginalne części? Zapomnij!

W hondę pana Matusza wjechał inny kierowca. Ubezpieczalnia pieniądze, owszem, wypłaciła, ale tylko nieco ponad 1,3 tys. zł. Taka kwota nie wystarczyła na naprawę auta oryginalnymi częściami w warsztacie, w którym zawsze dokonywał napraw, nie mówiąc już o ASO. Mimo interwencji rzecznika ubezpieczonych towarzystwo ubezpieczeniowe nie zwiększyło odszkodowania. Różnicę musiał pokryć z własnej kieszeni, mimo że stłuczka nie była z jego winy.

Jeśli uszkodzenie jest niewielkie albo auto nowe, to ubezpieczyciel próbuje jak najmocniej obniżyć koszty naprawy. Czyli zamiast oryginalnych, nowych części w kosztorysie uwzględnia najtańsze zamienniki.

A jak powinno być? Jeśli mamy nowe auto (czyli do trzech lat), w którym zamontowane były części oryginalne, ubezpieczyciel musi zapewnić naprawę oryginałami (wyrok Sądu Najwyższego z 20 czerwca 2012 r. (sygn. (III CZP 85/11). W przypadku naprawy kilkunastoletnich samochodów musimy użyć tańszych zamienników.

Z kolei do naprawy starszych aut, w których zamontowane były części oryginalne, można użyć także zamienników. Chodzi tutaj jednak o części alternatywne niepochodzące bezpośrednio od producenta pojazdu, ale spełniające te same wymogi jakości i bezpieczeństwa.

Czasem zdarza się też sytuacja, kiedy uszkodzona część ewidentnie nadaje się do wymiany, ale ubezpieczyciel upiera się przy jej naprawie. Wtedy odszkodowanie wyliczone przez ubezpieczyciela jest znacznie niższe od kosztów, jakie musi ponieść poszkodowany. Takie przypadki są też trudniejsze do wygrania i uzasadnienia przed sądem, że uszkodzonej części nie można naprawić, tylko konieczna jest wymiana.

Szanse na zwycięstwo z ubezpieczycielem? - 60 proc.

Jeżeli sprawa dotyczy pojazdu nowego i znajdującego się na gwarancji lub pojazdu, który nie znajduje się już na gwarancji, ale jest serwisowany przy użyciu oryginalnych części zamiennych, prawdopodobieństwo wygranej sprawy w przypadku kosztorysowego rozliczenia szkody należy ocenić na wysokie.

 Sztuczka 4. Jeśli chcesz pieniądze na swoje konto

Chcesz naprawić auto bez faktury? Słono za to zapłacisz. Towarzystwa są przekonane, że w takim przypadku kierowca chce naprawić auto jak najtaniej albo nie naprawiać go wcale. Dlatego zaniżają odszkodowania.

Przykład? W ośmioletnie audi pana Tomasza uderzył inny kierowca. Zależało mu na szybkiej wypłacie odszkodowania, więc poprosił ubezpieczyciela sprawcy o przelanie odszkodowania na konto. Nie chciał zostawiać auta w warsztacie, który rozliczyłby się bezpośrednio z firmą ubezpieczeniową. I zamiast wyliczonych w kosztorysie 15 tys. dostał... 10,3 tys. zł. Teraz o swoje prawa musi walczyć sam, bez wsparcia specjalistów do walki z ubezpieczalniami, czyli warsztatów.

Ten proceder również jest zakazany według Sądu Najwyższego. Tak wynika z jego postanowienia z 20 czerwca 2012 r. (sygn. (III CZP 85/11).

A może być jednak jeszcze... gorzej. Vienna Insurance Group jeszcze niedawno upierała się, że takie odszkodowania powinny być pomniejszane dodatkowo o podatek VAT. Jednak według sądów ubezpieczyciele mają obowiązek w jednakowy sposób wyliczać odszkodowanie bez względu na formę rozliczenia.

Szanse na zwycięstwo z ubezpieczycielem? 70-80 proc.

W świetle wspomnianego postanowienia Sądu Najwyższego "naprawa pojazdu mechanicznego przy użyciu oryginalnych części zamiennych bezpośrednio pochodzących od producenta pojazdu jest bezwzględną przesłanką do przyjęcia dla potrzeb wyliczenia należnego odszkodowania tego rodzaju części zamiennych".

Sztuczka 5. Za naprawę zużytych części zapłacisz sam

W tył samochodu pana Piotra wjechał inny kierowca. Renault mégane czytelnika miało uszkodzoną klapę bagażnika i zderzak.

Warsztat wyliczył, że przywrócenie auta do stanu sprzed wypadku będzie kosztowało 7 tys. zł. Ubezpieczyciel? Pokreślił fakturę, stwierdzając, że zderzak był wcześniej porysowany. A skoro był porysowany, to czytelnik musi teraz zapłacić z własnej kieszeni za połowę jego naprawy.

A że z zarysowanym zderzakiem pan Piotr mógł jeździć, a z uszkodzonym nie? Tego już firma nie chciała słuchać. Czytelnik z własnej kieszeni wyłożył 1,3 tys. zł.

To powszechny proceder. Ubezpieczyciele twierdzą, że odszkodowania powinny być pomniejszane o tzw. zużycie części. W przypadku kilkunastoletnich aut potrafią zaniżyć należną kwotę nawet o 70 proc. Tyle że takich praktyk zakazał 12 kwietnia 2012 r. Sąd Najwyższy (sygn. III CZP 80/11).

Teraz z kolei bardzo popularne wśród ubezpieczycieli jest stosowanie tzw. amortyzacji mieszanej. Jeśli ubezpieczalnia może znaleźć tańsze zamienniki części, to te ceny wpisuje do kosztorysu. Jeśli zamienników nie ma, bierze cenę części oryginalnych i obcina o 30, 50, a czasem nawet o 70 proc. Towarzystwa twierdzą, że części można przecież kupić dużo taniej, na przykład na Allegro.

Szanse na zwycięstwo z ubezpieczycielem? 70-90 proc.

Jeżeli jest to potrącenie amortyzacyjne związane ze zużyciem części zamiennych, które podlegają wymianie na nowe, wygrana sporu sądowego jest bardzo wysoka.
 W sądzie nie ma spraw z góry wygranych

Rzecznik ubezpieczonych ostrzega, że zdarzają się rozstrzygnięcia, w których sądy oddalają powództwo, jeśli poszkodowany przedstawi wyłącznie kosztorys z naprawy, który sporządzony jest przez zakład naprawczy według cen części oryginalnych i według stawek ASO lub stawek średnich.

Sądy wychodzą z założenia, że ten dowód nie jest wystarczający dla udowodnienia swoich racji, pomimo że orzecznictwo Sądu Najwyższego jest pozytywne dla powoda. Sądy wychodzą bowiem z założenia, że rozstrzygnięcie o wysokości odszkodowania za uszkodzenie pojazdu wymaga zasięgnięcia opinii niezależnego rzeczoznawcy.

Pamiętajmy. Sądy powszechne nie są związane z uchwałami Sądu Najwyższego, które nie mają mocy zasady prawnej. Może się więc zdarzyć, że określony sąd nie podzieli stanowiska SN i zaprezentuje inną wykładnię.

Jak walczyć o swoje w trzech krokach:

1| Trzeba przedsądowo, pisemnie listem poleconym z potwierdzeniem odbioru wezwać ubezpieczyciela do wypłaty odszkodowania,

2| Następnie należy złożyć wniosek o podjęcie przez rzecznika ubezpieczonych interwencji w sprawie.

3| Jeśli to nie poskutkuje, wytoczyć powództwo przed sąd powszechny, właściwy dla siedziby ubezpieczyciela lub dla miejsca zamieszkania poszkodowanego. W sprawach o odszkodowanie o wartości poniżej 75 tys. zł właściwym w I instancji jest sąd rejonowy. W sprawach przekraczających tę wartość właściwym do rozpoznania w I instancji jest sąd okręgowy.

Najczęściej sprawa kończy się na trzeciej rozprawie: pierwsza to rozprawa zapoznawcza, podczas drugiej powoływany jest biegły, a na trzeciej sąd ogłasza wyrok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz